WYNIKI KONKURSU "Gdzie są moje okulary?"

Zobaczcie kto wygrał główne nagrody i przeczytajcie świetne historie naszych laureatów!
shutterstock shutterstock shutterstock

NAGRODA GŁÓWNA

piotrjanecki

Podczas zachodu słońca wszystko wydaje się spokojne i leniwe wśród ruin starej świątyni małp na skraju wysokiego, stromego klifu. Jesteśmy zbyt wysoko, aby usłyszeć ryk wody, która wznosi się i opada u stóp klifu. Otacza nas ciepło kończącego się dnia i pomarańczowe światło. Gdy bóg małpa, Hanuman, będąc dzieckiem wziął słońce za dojrzały owoc mango, podążył za nim, aby je zjeść. W swej żarłocznej pogoni Hanuman zderzył się z odciętą, lecz nieśmiertelną, głową innego bóstwa - Rahu, które miało w zwyczaju połykać słońce lub księżyc powodując ich zaćmienia. Kolizja głodnych bóstw niemal doprowadziła do końca życia na ziemi.

Moje spotkanie z małpą niemal kosztowało mnie parę jedynych okularów minus 3,75 dioptrii. Nie wiedziałem, że zostałem wybrany na ofiarę przez jedną ze świątynnych małp. Miałem wszystkie cechy kwalifikujące mnie na łatwy łup: nie wyglądałem jak miejscowi i nosiłem okulary. Małpa urodzona wśród ruin świątyni wie, że ludzie nie są groźni. Ci, którzy zapomną lub nie wiedzą o należnym małpie szacunku i ośmielą się podjąć próbę odzyskania tego, co małpa im odebrała mogą jeszcze łaskawie otrzymać ostatnie ostrzeżenie - widok okazałych kłów.

Makak podkradł się od tyłu po niskim murku, o który się opierałem, aby szybkim ruchem zerwać mi okulary z twarzy. Bez okularów świat stracił ostrość i jakby zgęstniał. Szara plama, w którą zamienił się makak, płynnie przemieściła się na skraj klifu, a następnie na szczyt niewielkiego drzewa rosnącego tuż nad urwiskiem. Dopiero teraz dotarło do mnie to, co zdarzyło się przed zaledwie paroma sekundami. Niezrozumiałe dla mnie ostrzeżenia ludzi stojących nieopodal, dotyk czegoś ciepłego i miękkiego w tył szyi, zniknięcie okularów.

To był koniec! Piękno zachodu słońca zostało mi odebrane przez małpę. Zwierzę siedziało na konarze drzewa i zapewne było nieporuszone oceanem kipiącym kilkaset metrów pod nim. Mogło być gorzej, przynajmniej mnie nie pogryzła.

Gdy byłem już pogodzony ze swoim losem, podszedł do mnie miejscowy człowiek, który szybko oznajmił mi, że małpy lubią orzeszki, a on orzeszki ma. Czy chcę odzyskać okulary? Oczywiście! Przekonanie małpy do zamiany orzeszków na okulary zajęło tyle samo czasu, ile kradzież. Nie miałem nic przeciwko zapłaceniu mężczyźnie kilkadziesiąt rupii za odzyskanie okularów. Świat odzyskał ponownie ostrość pomimo gęstej warstwy odcisków małpich palców na soczewkach okularów. Uświadomiłem sobie jednak, że tam, gdzie jeszcze niedawno okulary opierały się o nos, sterczą dwa nagie druciki boleśnie wbijające się w skórę. Bezradnie spojrzałem na ziemię w nadziei, że gdzieś spadły. Mężczyzna, który uratował moje okulary był znowu koło mnie tym razem makak stał grzecznie u jego boku żując orzeszki.

- Nie szukaj - powiedział człowiek - Małpy jedzą te gumowe części.

Zaraz potem dowiedziałem się, że jego brat ma w pobliskiej wiosce sklep, gdzie na pewno kupię takie same, albo lepsze.

Jednak zobaczyłem ten zachód słońca, a małpa, człowiek i drzewo wrócili do pracy.

shutterstock shutterstock shutterstock

NAGRODA GŁÓWNA

fimfarum

Ciocia Michalina miała broszkę z kameą, koronkowy żabot i loczki przypieczone starodawnym sposobem. Od kiedy przyjechałam na studia do Wrocławia, raz na miesiąc stawiałam się u niej na obowiązkowej herbatce, którą serwowała pod czujnym spojrzeniem wuja Olgierda, uwiecznionego na wielkim portrecie. Audiencje u ciotki Michaliny miały swój rytuał: po paru łykach herbatki z płatkami róż i błahych rozmowach, gospodyni zapadała w zadumę, po czym z błyskiem w oku zaczynała snuć historię ze swojej lwowskiej, przedwojennej młodości.

- Okulary! - wykrzyknęła tym razem i spojrzała na mnie szelmowsko, a mnie pozostało już tylko zamienić się w słuch.

- Latem tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego wyekspediowałam twego wuja Olgierda, do Krakowa, gdzie miał profesorskie wykłady, odprawiłam służącą i z bijącym sercem czekałam na Hilarego. Pod balkonem pachniały bzy?

- Kim był Hilary, ciociu? - wtrąciłam, przeczuwając że trafię na ślad rodzinnej tajemnicy. I nie myliłam się.

- Hilary był moim kochankiem - odparła ciotka i spłonęła rumieńcem. - Zatem bzy pachniały, a ja wyglądałam dorożki. Zajechała. Hilary wyskoczył jak z procy. Miał na sobie prążkowany surdut, nakrochmaloną koszulę, a na nosie - cwikier. Żadna nie mogłaby mu się oprzeć.

- Co on miał na nosie? - spytałam przerażona, sądząc że chodzi o jakąś dermatologiczną przypadłość.

-Cwikier, moja droga. Czyli okulary. Wyglądał w nich bosko? Wpadł do salonu. Chwycił mnie w ramiona i wpił się w moje usta. Po chwili prążkowany surdut i cała reszta leżała na podłodze. Hilary został jedynie w skarpetkach na specjalnych paskach i odłożył cwikier na stole. Był krótkowzroczny, co dodawało mu uroku. Ledwie zdołał runąć na otomanę i zamknąć mnie w uścisku, gdy usłyszałam stukot zajeżdżającej dorożki. Tknięta przeczuciem zerkam przez firanę i widzę ? Olgierd! Rany Boskie! Chwytam surdut, spodnie, koszulę, wciskam je oniemiałemu Hilaremu i wypycham go na balkon. Zdążyłam jeszcze rzucić mu jeden but, drugi pod otomanę i słyszę - otwierają się drzwi.

- Złoto, zapomniałem brulionu z wykładami - mówi wuj i od razu kieruje się do sekretarzyka. - Szczęściem pociąg ma opóźnienie.

Uśmiecham się uprzejmie do małżonka i kątem oka obserwuję spektakl, jaki rozgrywa się za jego plecami. Na balkonie Hilary wdziewa garderobę, mrużąc krótkowzroczne oczy. Przełazi przez kamienną balustradę (chwała Bogu - parter), w powietrzu na chwilę zawisa jego stopa w skarpecie ? i znika. Tymczasem mąż całuje mnie i wychodzi. Wbiegam na balkon przechylam się i widzę Hilarego, drepczącego przy bramie. Tymczasem wychodzi Olgierd. O mało się nie zderzają.

- Uszanowanie - słyszę z dołu głos wuja, który wprawdzie nie zna Hilarego, ale jest comme il faut.

- Słuchaj chłopcze ? rzecze Hilary, który widząc zarys szczupłej sylwetki, bierze mego męża za młodzieńca. ? Oddasz mi przysługę, zapłacę. Pobiegniesz do profesorostwa na parterze. Poprosisz panią profesorową o cwikier Hilarego. Będzie wiedziała. Tylko pamiętaj: jeśli otworzy ci jej mąż - uciekaj w te pędy!

shutterstock shutterstock shutterstock

II NAGRODA

mariolafijalkowska

Od niedawna mam dwie pary okularów - do czytania i do chodzenia. Wychodząc z domu mam na nosie te do chodzenia. Do oglądania sklepowych półek są znakomite :) Ale jak sprawdzam skład materiału na metce lub czytam skład herbaty malinowej to zakładam w sklepie okulary do czytania. Kiedyś automatycznie - tak jak to robię w domu - odłożyłam okulary do chodzenia na półkę ze sweterkami (bo to miało być odłożenie tylko na chwilkę). Założyłam okulary do czytania, przeczytałam co trzeba, schowałam je do pudełka i ...wyszłam ze sklepu. Moje drogie mi (i w ogóle drogie) okulary do czytania zostały w sklepie, milutko przytulone do pięknego sweterka.

Dobrą godzinę później uświadomiłam sobie, że nie mam okularów do chodzenia. Z obłędem w oczach wracam do miejsca, w którym rozpoczęłam swoją wędrówkę po sklepach. Starałam sobie przypomnieć, gdzie ostatnio je miałam. Przypomniałam sobie! Eureka! Tak, to w sklepie odzieżowym odłożyłam je na sweterek. Wpadam do sklepu jak huragan, dobiegam do półki, okularów nie ma...Aż mi się płakać chciało, bo okulary kosztowały mnie kilkaset złotych i na drugie takie nie byłoby mnie stać.

Chodzę po sklepie i szukam ekspedientki, którą chciałam zapytać, czy ktoś nie oddał znalezionych okularów. I wtedy zobaczyłam manekin przy ladzie.

Na nosie manekina były przymocowane moje okulary, a na dekolcie manekina widniała karteczka: Zgubiłyśmy się. Szukamy właścicielki. OKULARY. Tak mnie to rozbawiło i jednocześnie uradowało, że długo się śmiałam. Czułam się wspaniale, bo ogromnie cenię poczucie humoru. Okulary mam do tej pory i strzegę ich jak przysłowiowego oka w głowie.

shutterstock shutterstock shutterstock

II NAGRODA

florencyja

Okulary to mój główny atrybut! To cecha którą jako dziecko odziedziczyłam po matce, tak jak dziedziczy się kolor oczu czy rozsypujące się po twarzy piegi. Wiedziałam, że takie jest przeznaczenie. Czekałam kiedy nadejdzie chwila, gdy założę swoje pierwsze okulary. Rozmiar, kształt i kolor zmieniał się i dojrzewał razem ze mną. Po wielu etapach poszukiwań i wędrówek modowych znalazłam te perfekcyjne - retro, w grubych czarnych oprawkach, które sama pomalowałam brokatowym lakierem do paznokci. Tak bardzo lubiłam przez nie patrzeć!

Tego dnia wracałam z rodzinnego domu do Krakowa. W pociągu panował ścisk. Szczęśliwie przedostałam się do przedziału i wywalczyłam wolne miejsce. Zadowolona wyciągnęłam książkę, pamiętam, że były to "Smażone Zielone Pomidory".  Zaczytałam się od razu, nie przeszkadzał mi gwar ani ciasnota, do póki nie poczułam, że ktoś zagląda mi przez ramię i próbuje czytać ze mną. "Cóż za śmieszna nazwa, czy to książka kucharska?" Chłopak usilnie próbował nawiązać rozmowę. Rzuciłam coś zdawkowo, chciałam szybko wrócić do lektury. "Pewnie dużo czytasz i uważasz się za intelektualistkę, masz takie wielkie okulary?" No nie! - pomyślałam sobie, uczepił się jak wstrętna mucha!  Nie miałam ochoty wdawać się w bezsensowną dyskusję."?Bardzo szybko ocenia pan ludzi, pewnie mam do czynienia z psychologiem, który czyta mnie tak samo jak tę książkę". Zbity z tropu niezręcznie zmienił temat, jak zauważyłam bardzo chciał się czegoś o mnie dowiedzieć. Ku mojemu rozdrażnieniu zadawał coraz więcej pytań a ja odpowiadałam krótko, wciąż wracając do czytania książki. Nie chciałam być niegrzeczna, miałam nadzieję, że w końcu odpuści. Ludzie uważnie przysłuchiwali się rozmowie. Wszyscy jak jeden mąż przekręcali głowami raz na niego raz na mnie, zupełnie jak stadko kur usadowionych na grzędach. Gdy podróż zbliżała się do końca, nieznajomy poprosił mnie o numer telefonu. Nie wiedziałam jak wybrnąć z sytuacji i długo milczałam. "Niech no się pani zlituje!" - rzucił młody ksiądz siedzący naprzeciwko. Wtedy podałam amantowi książkę i kazałam napisać swój numer na ostatniej stronie. Jak zechcę, to zadzwonię, i tak tego nie zrobię - pomyślałam. Wybiegłam z pociągu jak najprędzej żeby zgubić natręta, zostawiając za sobą swoje okulary.

Opamiętałam się dopiero w mieszkaniu. Wiedziałam, że muszę do niego zadzwonić, może ma moje ukochane patrzałki? Otworzyłam "Pomidory" na ostatniej stronie, gdzie był numer telefonu i umówiłam się z nim niedługo potem na kawę. Oprócz bukietu żółtych tulipanów, wręczył mi piękne haftowane etui, a w nim moje magiczne okulary! Adam, bo tak mu na imię - okazał się bardzo interesującym człowiekiem. Spotykamy się teraz często i nie wstydzę się powiedzieć, że jest dla mnie kimś ważnym!

Okulary to nie tylko przyrząd, który leczy niedoskonałości, pozwalając nam wyraźnie widzieć świat, ostrość kształtów, granice barw. Odkładając je codziennie do snu, zastanów się czy na pewno dostrzegasz wszystko  i  pomyśl co jeszcze chcesz przez nie zobaczyć.

shutterstock shutterstock shutterstock

III NAGRODA

myszka2187

Często biegam po całym domu

Lecz po cichutku, nie mówiąc nikomu

Bo znów, jak na złość, znów zapomniałam

Gdzie okulary swoje podziałam.

Szukam w etui, no i w łazience,

nawet lodówkę przeglądam naprędce.

Już razy wiele też się zdarzało,

że nawet w koszu szukałam śmiało.

Szukałam pod łóżkiem i w piekarniku.

Miejsc nietypowych przejrzałam bez liku.

Rodzina patrzy jak na wariata.

Co nie wiadomo czego szuka i po domu lata.

Nie ma w torebce ani w szufladzie.

Może w piekarni zostały na ladzie?

Nie ma w kosmetyczce ani na pralce.

Szukałam już nawet w bieliźniarce.

A może zostały w warzywniaku?

Czy szukałam już w chlebaku?

I gdy tak patrzę, i gdy tak biegam,

nagle mojego męża dostrzegam,

który jak zwykle z miną łaskawą

podchodzi do mnie z okularami i kawą.

I rzecze do mnie swym barytonem:

Diabeł znów nakrył Ci je ogonem.

Gdy jak szalona po domu biegałaś,

Na swoje biurko nawet nie spojrzałaś.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.