Ich użytkowniczki zgodnie twierdzą, że malowanie kreski takim specyfikiem jest dużo łatwiejsze niż w przypadku klasycznych eyelinerów w płynie. Kolory zawsze są głębokie , a czerń - naprawdę czarna . Nawet bardzo misterne rysunki mocno trzymają się na miejscu i są odporne na wilgoć, pot, łzy i rozmazywanie. Ponadto eyelinery w żelu "uczą" dobrych nawyków makijażowych, ponieważ muszą być nakładane za pomocą specjalnych, skośnie ściętych pędzli, a efekt końcowy w dużej mierze zależy od ich jakości. Pędzle do eyelinera natomiast regularnie trzeba czyścić, w przeciwnym wypadku trudno będzie zapanować nad ilością kosmetyku przenoszoną na skórę.
Niestety eyelinery w żelu mają też spory minus - niezależnie od marki, sposobu przechowywania i szczelności opakowania, kosmetyki te mają tendencję do wysychania. Co więcej, może się zdarzyć, że zakupicie nowy, ale już wyschnięty eyeliner. Jeżeli nie będzie możliwości zwrotu, możecie "naprawić" go samodzielnie . Nie pomoże tu jednak kropla wody, jak w przypadku eyelinerów w kałamarzu, lecz niezbędna będzie mieszanka 2 części wody, 1 części gliceryny i 1 części silikonowej, bezbarwnej bazy pod makijaż. Wszystkie składniki należy dokładnie wymieszać, całość podgrzać i pozostawić do wystygnięcia. Szczegóły możecie obejrzeć na filmiku. Do reaktywacji wyschniętego eyelinera w żelu możecie użyć także płynnego utrwalacza do makijażu (np. Inglot, Duraline).