Misja - rzęsy. Naturalne (i trochę mniej naturalne) efekty po popularnych zabiegach. Testujemy!

Rzęsy jakie są każdy widzi - za krótkie, za rzadkie i generalnie nie takie jak powinny. Dlatego co rano malujemy je i podkręcamy, a bez ich makijażu czujemy się nagie. Dlatego też zdecydowałyśmy się na przetestowanie zabiegów, które sprawiają, że rzęsy są takie jak powinny. Przynajmniej przez jakiś czas.

Wybór wcale nie jest duży. W poszukiwaniu zabiegów trwale upiększających rzęsy (w tym wypadku "trwale" oznacza maksymalnie na miesiąc), natrafiałyśmy głównie na przedłużanie metodą 1:1. W uproszczeniu, polega ona na doklejaniu do każdej naturalnej rzęsy pojedynczego, sztucznego włoska. Od razu wiedziałam, że to coś dla mnie - mam mocne i gęste, ale niestety krótkie rzęsy, z którymi nie radzi sobie nawet wydłużająca maskara.

Edyta, która poszukiwała bardziej naturalnego efektu, znalazła dla siebie zabieg przypominający makijaż permanentny. Na rzęsy nakłada się specjalny preparat, przypominający trochę tusz do rzęs, który utrzymuje się na włoskach przez 3-4 tygodnie. Poddałyśmy się zabiegom w tym samym tygodniu, ich efekt miał utrzymywać się przez podobny czas, który właśnie minął. Jakie są nasze odczucia po upływie miesiąca?

Rzęsa po rzęsie

Spośród licznych wersji przedłużania 1:1 wybrałyśmy zabieg Perfect Silk Lashes, wykonywany w Instytucie Zdrowia i Urody Feniks. Polega on tradycyjnie na doklejaniu pojedynczych włosków do naturalnych rzęs. "Sztuczna" rzęsa zbudowana jest z proteiny jedwabiu, dzięki czemu jest cienka i delikatna, zupełnie jak naturalny włos.

W zależności od tego w jakim stanie są naturalne rzęsy oraz na jakim efekcie nam zależy, możemy się zdecydować albo na wersję jedwabną, albo na nieco grubsze, twardsze rzęsy z innego tworzywa. Inną opcją jest doczepienie kępek rzęs (szybsza i tańsza metoda, ale dająca mniej naturalny efekt), a nawet zdecydować się na rzęsy kolorowe! - Rzadko zdarza się, żeby ktoś decydował się na doczepienie całości kolorowych rzęs, ale niektórym klientkom polecam wplecenie pojedynczych, barwnych włosków. Sama nosiłam kiedyś przedłużone, czarne rzęsy, a w zewnętrznym kąciku doczepiłam kilka fioletowych. Wyglądało to bardzo fajnie i było widoczne właściwie tylko w słońcu - tłumaczy Katarzyna Norkowska, stylistka rzęs, która wykonywała zabieg.

 

W trzech prostych krokach: oczyszczenie rzęs, wybranie sztucznych włosków i przyklejenie ich na specjalny preparat / Fot. Archowum prywatne

Pierwszym co należy sobie uświadomić zanim umówimy się na wizytę, jest to, że na pewno nie będzie to szybki zabieg. Niestety, pospieszanie kosmetyczki ani tym bardziej wiercenie się nerwowo w fotelu, w niczym nie pomoże. Doklejanie rzęs jest żmudną i dokładną pracę, z którą doświadczona osoba, taka jak Kasia radzi sobie w około 2 godziny. Zdarza się jednak, że zabieg trwa nawet 4, o czym przekonała się znajoma kosmetyczka, sprawdzając umiejętności swoich nowych pracowniczek.

Zaczyna się od dokładnego oczyszczenia górnych rzęs i zabezpieczenia tych z dolnej linii. W tym celu pod oczy przyklejane są specjalne płatki. - Ja wolę jednak stosować zwykły plaster, którym mogę zabezpieczyć skórę i włoski, co do milimetra. Płatki mają taką wadę, że są w jednym, uniwersalnym kształcie. Każde oko jest jednak inne, więc i tak musiałam je uzupełniać plastrami - wyjaśnia stylistka.

Następnie ponownie oczyszcza rzęsy z ewentualnych pozostałości po tuszu, który obniżyłby skuteczność kleju. Kiedy włoski są czyste i osuszone, czas na przyklejanie włosków. - Wybieram rozmiar rzęs do potrzeb i wyglądu klientki. W tym wypadku zastosowałam rzęsy w dwóch rozmiarach - 9 i 11. To średnia długość, chcemy, żeby efekt był naturalny, ale jednak widoczny. Przed przystąpieniem do pracy układam sobie włoski we właściwej kolejności, by później ułatwić sobie pracę i nie wyszukiwać pojedynczych włosków, gdy klientka już leży z zaklejonymi oczami - tłumaczy Katarzyna Norkowska. Kiedy widzę przyklejone równo włoski, wydają mi się bardzo długie - za długie! Ale postanawiam oddać się w ręce profesjonalistki.

 

Wygląda groźnie, ale było całkiem przyjemne. Udało mi się nawet prawie zdrzemnąć / Fot. Archowum prywatne

Kasia rozdzielała rzęsy, wyławiała jedną, smarowała sztuczny włosek klejem, łączyła z naturalnym. i tak około 200 razy. Tyle mniej więcej włosków trzeba przykleić - wykorzystujemy wszystkie naturalne rzęsy, poza tymi najkrótszymi (nie wytrzymają ciężaru) i najdłuższymi (niedługo wypadną). - Cykl życia rzęsy trwa około 2 miesięcy, my przyklejamy rzęsy do średnich włosków, więc efekt utrzyma się do ich naturalnego wypadnięcia - po ok. 5 - 7 tygodniach - mówi specjalistka. Przez ten czas można rzęsy moczyć, pocierać (choć nie za mocno), korzystać z sauny (ale nie jest to polecane) i basenu (sprawdzone - da się bez żadnego problemu). Rzęs nie trzeba już malować, ale do demakijażu oczu używaj płynu micelarnego lub jednofazowego płynu. Wszelkie preparaty zawierające tłuszcze mogą rozpuścić klej trzymający rzęsy na swoim miejscu.

 

Martyna i stylistka rzęs, Katarzyna Norkowska po zabiegu / Fot. Archowum prywatne

Cena zabiegu Perfect Silk Lashes w Instytucie Zdrowia i Urody Feniks to 350 zł. Za uzupełnienie zapłacimy od 150 do 250 zł.

Naturalnie piękne

Edyta towarzyszyła mi podczas mojego zabiegu i doskonale wiedziała czego można się spodziewać po sztucznych rzęsach. Obie uznałyśmy, że to nie dla niej. Dlatego ucieszyłyśmy się, widząc ofertę marki Clarena. Zabieg Cover Up Lashes "gwarantuje utrzymywanie się efektu pomalowanych, wydłużonych i pogrubionych rzęs nawet przez miesiąc. Aby jednak go osiągnąć, zabieg musi być wykonany przez wykwalifikowaną kosmetyczkę, przy użyciu profesjonalnego barwnika Cover Lashes Pigment, który po wyschnięciu staje się wodoodporny i elastyczny." - tyle jeśli chodzi o zapewnienia producenta.

Co poza tym zachęciło Edytę? To, że zabieg nie obciąża rzęs, wygląda bardzo naturalnie, a włosy zachowują swój kształt - są tylko bardziej podkręcone i wydłużone. Efekt jest bardziej intensywny niż po hennie, ale mniej teatralny niż po metodzie 1:1. Aplikacja jest krótsza, bo trwa ok. 40 min., choć jej przebieg jest podobny - zabezpieczenie, czyszczenie i nakładanie barwnika rzęsa po rzęsie. Co więcej, jeśli uznamy, że efekt jest zbyt mało wyrazisty, możemy domalowywać rzęsy maskarą na bazie wody.

 

Wszystko po kolei. Najpierw rozczesywanie, później oczyszczanie, dalej pigment i znów rozczesywanie - tym razem maleńkim grzebyczkiem / Fot. Archowum prywatne

Edyta początkowo była zachwycona. - Nie spodziewałam się takiego efektu. Moje rzęsy wyglądały naprawdę naturalnie a jednocześnie widać było, że są długie, co zapewne było efektem pomalowania każdej rzęsy, a co nie udaje się przy codziennym malowaniu. Zaskoczyło mnie też jakie długie mam rzęsy dolne! Nigdy ich nie malowałam, gdyż wydawało mi się to zbyt teatralne, a poza tym co tu malować - miałam wrażenie, że prawie ich nie mam. Oczy bardzo na tym zyskały, wydawały się większe. Od tamtej pory delikatnie maluję też rzęsy dolne i polecam każdej z nas to robić - mówi Edyta.

Rzeczywiście, od razu po zabiegu rzęsy wyglądały tak, jakby ktoś bardzo dokładnie wytuszował je wydłużającą maskarą. W takim makijażu kobieta wygląda po prostu na bardziej zadbaną, więc to naprawdę idealna opcja dla kobiet, które nie oczekują niesamowitej metamorfozy, ale chcą po prostu zaoszczędzić czas na malowaniu się.

 

Dużo akcesoriów, ale zabieg nie trwa długo. Wystarczy ok. 40 minut / Fot. Archowum prywatne

Problemy pojawiły się jednak później. - Przez 48 godzin po zabiegu nie można było moczyć rzęs, ani przebywać w wilgotnych pomieszczeniach typu sauna. Tego nie wiedziałam i niestety następnego dnia rano musiałam umyć włosy. Uważałam jak tylko mogłam, aby rzęsy nie miały kontaktu z wodą, ale chyba nie do końca mi się to udało. Prawe oko, a dokładnie dolne rzęsy zmoczyły się i...tusz, szczególnie z zewnętrznego kącika, oka zmył się. Niestety. Dlatego musiałam domalowywać te rzęsy normalnym tuszem - tłumaczy Edyta.

Choć w salonie powiedziano nam, że lepiej nie pozbywać się tuszu na własną rękę i należy odwiedzić kosmetyczkę, by zmyć go do końca, u Edyty nie było takiej potrzeby. Wszystko wykruszyło się samoistnie. Obecnie, po upływie miesiąca, po wydłużonych rzęsach nie ma nawet śladu.

 

Edyta i Monika Kwapińska z Clareny / Fot. Archowum prywatne

Cena zabiegu Cover Up Lashes marki Clarena to 120 zł. Demakijaż: 40 zł

Chodzenie na rzęsach

Życie kobiety z długimi rzęsami nie jest łatwe. Kiedy przejrzałam się w lustrze po zabiegu byłam trochę przerażona. To nie były rzęsy, tylko prawdziwe firany! Później drażniło mnie omijanie ich podczas mycia twarzy i to, że trzeba było uważać przy wycieraniu twarzy ręcznikiem. Po paru dniach zapomniałam jednak o tym wszystkim i cieszyłam się, że nie muszę rano tracić czasu na makijaż (przy takich rzęsach nawet kreska na powiece nie jest potrzebna). Po miesiącu jestem już natomiast umówiona na uzupełnienie braków i przedłużenie dolnych rzęs!

Edyta trochę dłużej przyzwyczajała się do swoich nowych rzęs. - Kilka nocy musiałam się do tak pomalowanych rzęs przyzwyczajać i uważać na nie. Uwielbiam spać na brzuchu, a w takiej pozycji jeszcze bardziej kuły mnie rzęsy - tłumaczy. - Problemem było też dla mnie codzienne przemywanie oczu. Mimo, że robię to wacikiem nasączonym przegotowaną wodą to i tak kilka dni zajęła mi nauka mycia oczu z prawie trwałym tuszem na rzęsach. Na koniec zabiegu dostałam mini szczoteczkę do rzęs do ich rozczesywania jednak nie przydała mi się wcale. W żaden sposób nie była w stanie rozczesać posklejanych, chyba od pary wodnej pod prysznicem, rzęs. Teraz ją wykorzystuję, gdy zbyt mocno pomaluję sobie dolne rzęsy zwykłym tuszem. Sprawdza się idealnie! - dodaje Edyta.

 

Efekt przed i po zabiegu u Edyty / Fot. Archowum prywatne

Ja natomiast z upływem czasu zauważałam tylko kolejne plusy. Paradoksalnie na przykład, dzięki przedłużonym rzęsom poprawiła się nawet moja cera. Tak, tak - nie przesadzam. A było to tak - kiedy miałam naturalne rzęsy, często nakładałam podkład tak jak krem, przejeżdżając nim także po powiekach i pod oczami. Wiem, że nie powinnam, ale tak jest szybciej. Ze sztucznymi rzęsami nie za bardzo da się tak zrobić, dlatego zaczęłam nakładać podkład wyłącznie pędzlem - omijając okolice oczu i przede wszystkim nakładając mniej kosmetyku na twarz (podkład kładę już tylko na nos, czoło, policzki i część podbródka). Pory się tak nie zatykają i. nie ma pryszczy. Proste, ale działa.

Ostatecznie okazało się więc, że pozornie bardziej nienaturalna i niewygodna metoda sprawdziła się bardziej, niż coś co powinno w ogóle nie przeszkadzać w codziennych czynnościach. Sztuczne włoski przetrwały wakacyjne kąpiele w słonej wodzie, nurkowanie, pocieranie, spanie na brzuchu i nawet wizytę w saunie.

 

Efekt przed i po zabiegu u Martyny / Fot. Archowum prywatne

Te pomalowane semi-permanentnym tuszem, odpuściły natomiast zaledwie po tygodniu (i to jeśli nie liczyć tego, że już dzień po jego nałożeniu, część spłynęła po myciu włosów). - Do zupełnego zmycia go z rzęs potrzebne było jeszcze kolejne dwa tygodnie. Gdybym chciała go wcześniej usunąć, musiałabym udać się ponownie do kosmetyczki i dodatkowo za to zapłacić. Cena - 40 zł - wspomina Edyta. Zaznacza, że pomimo początkowego zachwytu, nie zdecydowałaby się na ten zabieg po raz kolejny.

Czy testowałyście już przedstawione przez nas zabiegi? Może miałyście inne odczucia albo znacie podobne, ciekawe metody na przedłużenie rzęs?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.