Lubicie czasem myśleć, że gdzieś pod warstwami skóry kryje się nowa, gładsza twarz bez wyprysków, blizn i zmarszczek mimicznych? Gdyby tylko dało się zdjąć wierzchnią warstwę... Nikt nie proponuje drastycznych zabiegów na twarz, ale na stopy już tak - przecież im nic nie zaszkodzi (?). Taki efekt zapewnia japoński zabieg Baby Foot, od 4 lat szeroko dostępny w USA, w Polsce raczej epizodycznie. Wystarczy wsunąć stopy w foliowe skarpety wypełnione żelem złuszczającym i wytrzymać godzinę-dwie bez chodzenia. Dzięki 17 naturalnym składnikom (głównie kwasom owocowym), Baby Foot uruchamia proces głębokiego złuszczania, który rozpoczyna się zwykle ok 4 po zabiegu i wygląda... dość niesmacznie. Skóra odchodzi płatami, a nerwowi mogą spędzać długie godziny podskubując stopy (zalecamy robić to w samotności).
Wideo dla odważnych:
Ze względu na wybuchową mieszankę zachwytu i obrzydzenia, filmy i zdjęcia użytkowniczek japońskiego pilingu niosą się po sieci z równą energią, co wideorelacje z profesjonalnego wyciskania wyprysków. Z początkiem tego sezonu wiosennego temat Baby Foot powrócił ze zdwojoną siłą - ze względu na mnożące się jak grzyby po deszczu kopie i podróbki. Oryginał kosztuje 25 dolarów, wersja z popularnego supermarketu Target (ponoć gorsza) - tylko 10. Jeden z niewielu polskich dystrybutorów oferuje zestaw w sprzedaży wysyłkowej w cenie 157 zł. Dla oszczędnych i niecierpliwych zostają podobne produkty z drogerii - w Polsce jest ich już kilka rodzajów. Kto odważył się wypróbować?