Modowe dziwaki, puste walizki i "Manekin", czyli podsumowanie łódzkiego święta mody

Za nami trzy intensywne dni na Fashion Week Poland w Łodzi. Jak było?

Do Łodzi przyjechałyśmy w piątek około południa. Spragnione modowych doznań, chciałyśmy jak najszybciej znaleźć się w Łódzkiej Strefie Ekonomicznej , gdzie odbywają się pokazy. Jednak burczące z głodu brzuchy nie dawały nam spokoju już pod koniec podróży.

I co tu szybko zjeść? Martyna, która na FW była już wielokrotnie, ma tu także ulubione knajpki. Decyzja była błyskawiczna. - Idziemy do "Manekina ", powiedziała. A dobrze tam karmią - zapytałam? W odpowiedzi usłyszałam, że tam są najlepsze naleśniki, jakie kiedykolwiek jadłam! Naleśnikowy strudel ze szpinakiem zapieczony serem był wybawcą nieocenionym. Od tamtej chwili naleśnikarnia "Manekin " stała się naszą stołówką. Naleśniki ze snickersem lub nutellą na śniadanie, a wytrawne - najczęściej szpinakowe na obiado-kolacje.

naleśniki w 'Manekinie'naleśniki w "Manekinie" fot.facebook fot.facebook

Modową imprezę zaczęłyśmy od zwiedzania showroom'ów . - No bo jak to, być na Fashion Weeku i się nie obkupić? - mówi Martyna, która specjalnie na łódzki tydzień mody odkładała pieniądze. - Specjalnie wzięłam też większą walizkę, która jest w połowie pusta, żeby mieć gdzie schować nowo kupione ciuchy - zdradziła.

Ja do zakupów podchodziłam ze sceptycznym nastawieniem już od samego początku. Postanowiłam, że na FW kupię tylko jedną rzecz, która mnie zachwyci. Nie ważne czy będzie to bluzka, sukienka, czy biżuteria. To musi być miłość od pierwszego wejrzenia.

Co kupiłyśmy? Nic! Były fajne ciuchy, ale wymagają głębszego przemyślenia. Dlatego wzięłam od wystawców wizytówki.  - Kupię coś przez internet - postanowiła Martyna. Mnie co prawda zachwycił jeden wisiorek, ale na targach w Warszawie był o połowę tańszy, więc go tutaj nie kupiłam. Mój chłopak się zdziwi, bo był pewien, że do domu wrócę kompletnie spłukana.

Po nieudanych zakupach przyszedł czas na pokazy mody. W ciągu tych trzech dni, obejrzałyśmy ich całkiem sporo. Gorszych i lepszych. Co nas zachwyciło, a co rozczarowało?

- Dla mnie najgorszy był pokaz Ewy Szabatin . Tancerka nie pokazała nic odkrywczego, ubrania były słabo wykończone i jakościowo też nie najlepsze . Miało być rockowo-punkowo, a wyszło żenująco. Obserwowałam też gości siedzących w pierwszych rzędach i ich zniesmaczone miny mówiły wszystko. To był największy kit Fashion Weeka .

naleśniki w 'Manekinie'fot.Katarzyna Ulańska fot.Katarzyna Ulańska

A który pokaz był najfajniejszy? Naszym numerem jeden było HERZLICH WILLKOMMEN , które wystawiało się strefie OFF . Dlaczego? Bo jak mówi Martyna, ich ubrania nie były tak komercyjne, jak niektórych twórców w Alei . Ja natomiast byłam w szoku, że w strefie OFF znalazły się rzeczy, które chętnie zabrałabym z sobą.

HWHW fot.Łukasz Szeląg

fot.Łukasz Szeląg

Na Fashion Weeku spotkałyśmy też kilku modowych freak'ów , choć jak mówi Martyna w porównaniu do ubiegłorocznej edycji, było ich zdecydowanie mniej. - Pół roku temu były takie osoby, do których wszyscy podchodzili, żeby zrobić zdjęcie jego pokręconej stylizacji. Teraz tak już nie było, a szkoda.

Choć spotkałyśmy się z opiniami, że była to najsłabsza edycja Fashion Weeka , bo faktycznie spośród wielu pokazów, przyciągających uwagę było dosłownie kilka i pomimo, że wyjeżdżamy z pustymi walizkami ( a przecież nie tak miało być!) to i tak siedzimy w pociągu z posępnymi minami. Bo jednak fajnie było, więc szkoda, że się skończyło.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.