Wywiad z Maldororem - tego jeszcze o nim nie wiecie!

Natalia Świecińska dla Lula.pl wyciągnęła z Grzegorza Matląga wiele informacji o zjawisku znanym jako Maldoror. Bo to słowo miesza w polskiej modzie, a trzeba wiedzieć, że nie pochodzi tylko od literackiego Lautremonta. Ten wywiad po prostu trzeba przeczytać!
Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Czemu to robisz? Jak ze studenta ogrodnictwa stałeś się kreatorem mody?

Hm. To jest zawsze podobne pytanie i nigdy nie wiadomo, jak na nie odpowiedzieć. Wiesz co?  Bardzo przypadkowo. Nie było to na pewno zaplanowane, nie rodziło się świadomie. Nie było tak, że: siedzę na ogrodnictwie, rysuję sukienki i stwierdzam, że nie, nie chcę być ogrodnikiem, chcę szyć sukienki.

Czyli nie wybrałeś się na ogrodnictwo, żeby mieć fach w ręku, "poważny" zawód?

Nie, na ogrodnictwo wybrałem się, bo bardzo mnie to interesowało. Zawsze bardzo dobrze sobie radziłem z naukami biologicznymi, więc to był naturalny wybór. Zmiana natomiast zaszła bardzo gwałtownie, we mnie samym też zaszła zmiana - stałem się impulsywny, choć wcześniej nie byłem, nie w takim stopniu.

Zmiana pojawiła się po jakimś konkretnym zdarzeniu, czy nagle, "znikąd"?

Nie, sądzę że nic nie bierze się znikąd. Może z racji wieku? Miałem wtedy 21 lat, a to okres, gdy człowiek się kształtuje i gwałtownie zmienia. To chyba ostatnia i największa zmiana, jaka we mnie zaszła. Decyzję podjąłem z dnia na dzień. Od razu rzuciłem studia. Trudno byłoby zabrać papiery i uciec, ale nie pojawiałem się już na zajęciach, bo decyzja była dla mnie definitywna. A żeby ugruntować swoje postanowienie zostania projektantem, postanowiłem zacząć uczyć się w szkole projektowania. Jedynym wyborem była wtedy MSKPU [Międzynarodowa Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru, przyp. red.], jednak moja przyjaźń z tą szkołą też skończyła się dość gwałtownie [śmiech]. Może nie szybko, ale burzliwie. Decyzja był więc gwałtowna, jednak wszyscy moi bliżsi znajomi na pewno już wcześniej zauważyli, że mam predyspozycje do projektowania. Zawsze lubiłem się dosyć dziwnie ubierać [śmiech]. To, co noszę teraz, to naprawdę nic w porównaniu z tym, co kiedyś wyprawiałem [śmiech].

Naprawdę?

Tak: zielone włosy, wysokie koturny... Na uczelni byłem zdecydowanie najdziwniejszym osobnikiem.

Jak wygląda proces twórczy: od zamysłu do gotowego produktu? Jeśli mogę powiedzieć: produktu.

Bardzo dobrze, właśnie "produktu". W Polsce mało kto, spośród młodych projektantów, dba o to, by tworzyć gotowe ubrania, gotowe do noszenia, a nie "coś".  U mnie też ta świadomość pojawiła się dopiero jakiś czas temu. Proces zależy od kolekcji. Czasem są gotowe sylwetki i, nazwijmy to, produkty, zanim pojawi się jakiś koncept, i dopiero kiedy jest ich coraz więcej, powstaje motyw przewodni, który realizuje się dopiero w pokazie. Pokaz jest tym momentem kulminacyjnym, który pokazuje całość zamysłu. Nie zawsze jest on jednak obecny od początku, świadomie. Nie zaczynam z wcześniej przygotowanym moodboardem, nie stwierdzam, że dzisiejszego dnia inspiracją będzie wyprawa w kosmos [śmiech]. Zbieram materiały, ale są one związane bardziej z moim życiem prywatnym i tym, co mnie interesuje, i przekłada się to potem na kolekcje. Na przykład w ostatniej padło na średniowiecze, historię, ale też historię nowoczesną, wszystko zmieszało się ze sobą i tak powstała ta kolekcja.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Inspiracją są więc nastroje, które aktualnie przechodzisz, książki, które czytasz?

Tak.

Czyli nie jesteś w stanie przewidzieć, czy za kilka lat nie zaczniesz projektować, na przykład, bielizny, butów czy futer...?

Tak, to bardzo prawdopodobne, że zmiana będzie duża. Jestem taki, że kiedy coś zaczyna mnie interesować, drążę temat.

Naukowa postawa!

[śmiech] Tak, przygotowuję się bardzo gruntownie.

Czym kierujesz się w swojej pracy? Czy zdarza Ci się wstać rano i mówić: "dziś robię coś wyjątkowego", "coś dla siebie", albo: "coś użytkowego, dla klientek"?

Na pewno nie wygląda to tak, że wstaję i stwierdzam, że dzisiaj będzie to wyglądało tak lub inaczej. Już od pewnego czasu planuję, jak ma wyglądać kolekcja. W każdej chcę zawrzeć modele które będą, powiedzmy to po prostu, komercyjne. Zrobić komercyjne ubrania, które są do tego awangardowe? To wcale nie jest taka łatwa sprawa. A potem jeszcze je sprzedać, już w ogóle jest bardzo trudno. Tak więc zawsze jest jakaś ilość takich ubrań. Muszę zawsze z góry usiąść i pomyśleć, a jest to ciężka praca, żeby ustalić, co zrobić, żeby strój był przyjazny klientowi.

A czy to Cię w jakiś sposób ogranicza? Wolałbyś robić coś, czego może nikt nie zechciałby założyć?

Na pewno mnie to nie ogranicza. Robiłem to i mogę to robić.  Jeśli będę miał ochotę, do każdej kolekcji mogę przecież dorzucić dodatkowe sylwetki. Pokazuję 20, bo tyle wybrałem, ale to nie oznacza, że nie mógłbym znacznie więcej, to kwestia realizacji, a nie tego, że brakuje mi pomysłów.  Kolekcja mogłaby zawierać i 40 sylwetek. Lubię robić bardzo nietypowe, awangardowe rzeczy, może czasem takie, które ciężko jest nosić. W tym momencie skupiam się na tym, i jest to dla mnie wielkie wyzwanie, by stroje miały w sobie częściowo to, co chcę pokazać, mój styl i estetykę, ale jednocześnie były produktem. O to właśnie chodzi ? żeby była to sztuka użytkowa. I wielkie koncerny, i mali projektanci skupiają się na tym, by przeżyć, i ja też muszę o tym myśleć. Muszę utrzymać pracownię, siebie. To wielkie wyzwanie, ale bardzo przypadło mi do gustu.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Natalia Świecińska

Wywiad z Maldororem

Jest wokół Ciebie coraz więcej ludzi, coraz więcej osób chce z Tobą współpracować, patrzeć, jak pracujesz. Masz teraz managera? Czy dzięki jego opiece odczuwasz, że możesz więcej czasu poświęcić projektowaniu?

Tak. Wybór współpracowników jest podyktowany głównie tym, że potrzebuję coraz więcej czasu na realizację swoich projektów. Przez ostatni rok bardzo mocno pracowałem nad PR i reklamą. W Polsce jest mało specjalistów, ludzi, którzy się tym zajmują. A żeby zająć się tym na poważnie, czy inaczej: tak, jak ja bym chciał, było bardzo trudno kogoś znaleźć.  Ostatnio miałem już tak mało czasu na projektowanie, że musiałem kogoś znaleźć. A że managerem został mój dobry znajomy, wiedział, jak to wszystko wygląda, i łatwiej było mu się wdrożyć. Pracuje ze mną dopiero od trzech miesięcy, ale już widzę, że mam więcej czasu dla siebie, co przełożyło się na ostatnią kolekcję. Potrzebowałem więcej czasu i rzeczywiście go miałem. Mam też asystentki, które są praktykantkami.

Przyjmujesz uczniów ze szkół?

Nie tylko. Przyjmuję osoby, które są zainteresowane współpracą w ogóle, bez jakiegoś konkretnego klucza. Mam asystentkę, która jest studentką ASP w Łodzi, studiuje projektowanie. Mam też asystentkę, która studiuje logistykę na politechnice i jej kariera w ogóle nie jest związana z modą, ale bardzo poświęca się pracy i jest świetną asystentką. Zresztą, obie dziewczyny były na backstage'u ostatniego pokazu i były bardzo pomocne.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

W którym momencie zauważyłeś, że odbiorcy traktują Cię poważnie? Czy miało to na Ciebie jakikolwiek wpływ, czy przede wszystkim projektujesz, a potem dopiero jesteś sprzedawcą i dbasz o sprzedaż?

Uważam, że w Polsce z projektantami jest problem, bo mają duże ego. Ja mam to na szczęście za sobą, bo pierwsze sukcesy odnotowałem już dawno, i są bardzo budujące. Myślę, że zaczynam być traktowany poważnie przez duże media. Trzeba się jeszcze zastanowić nad odbiorcą, bo niektórzy z nich w ogóle nie wiedzą, że istnieję, z kolei duża grupa ludzi wie, kim jestem, jednak to też nie ten target, co nie jest dla mnie zadowalające.

Ta grupa nie jest istotna.

Jest istotna, bo to bardzo miłe, zależy mi, żeby docierać do zainteresowanych. Myślę, że mimo wszystko najlepszymi wyznacznikami są prasa i telewizja. Kiedy coraz więcej prasy chce pisać o mnie, pokazywać moje rzeczy, to oznacza, że mam już pewną pozycję. Rozumiem też postawę dużych magazynów kobiecych, które nie chcą pokazywać rzeczy, których nie da się kupić.  Trzeba też zaskarbić sobie zaufanie marek. Marki, jak Twój Styl, nie zaprezentują rzeczy, które nie nadają się do noszenia. Co z tego, że trafiły na sesję,  skoro klientka ma później problem z ich wykorzystaniem. Cieszę się, że udało mi się już nawiązać współpracę z większością polskich modowych gazet. Na pewno znaczącym momentem było przedstawienie mnie w dużym przeglądzie projektantów w Vivie. Wzbudziło to, jak wiadomo, wiele kontrowersji, ale nie można przecież pokazać wszystkich projektantów naraz. Był to subiektywny wybór. Jest tam sporo znanych nazwisk, co jest dla mnie nobilitujące.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Wyobraź sobie, że projektujesz sukienkę, której krój staje się kultowy: wszystkie Polki biegną na zakupy do Maldorora. Nie chcę umniejszać Twoich osiągnięć, bardzo podoba mi się to, co robisz, ale jesteś projektantem niszowym. Czy przyjemnie jest Ci być projektantem niszowym? Jakbyś się czuł, gdyby nagle zdecydowanie większa ilość ludzi zainteresowała się tym co robisz, miała podobny gust, myślała w podobny sposób?

To bardzo trudne pytanie, cały czas się zastanawiam, jak to zdefiniować. To niełatwa decyzja, w jakim iść kierunku. Obie strony mają zarówno wady, jak i zalety. Jeśli będę chciał pójść w mainstream, musiałbym mocno się na nim skupić i zrezygnować z wielu rzeczy, które bardzo lubię. Dałoby mi to nieograniczone możliwości, bo wszystko związane jest z finansami. Żeby móc tworzyć naprawdę niesamowite rzeczy, trzeba mieć na to mnóstwo pieniędzy. Potrzeba środków na krawcowe, na materiały, na wyjazdy. Natomiast, będąc projektantem niszowym, mogę robić to co lubię,  w sposób, który mi odpowiada, i cieszyć się kultowością wśród takich ludzi, takiej grupy osobników, która mnie najbardziej interesuje. Wisząc w sklepie, te rzeczy będą całkowicie niezrozumiałe. Staram się w każdej kolekcji zawrzeć trochę, "tylko trochę" komercyjnych modeli, jednocześnie robiąc to, co i mnie się podoba. Nie wszystkie moje klientki to osoby awangardowe, zwłaszcza od ostatniej kolekcji. Te rzeczy trafiają też do zwykłego odbiorcy, i nie jest to moja zasługa, a specyfika polskiego rynku. Polki wcale nie są zachowawcze, chcą zaszaleć, poeksperymentować. W ich własnych oczach nie jest to ryzyko. Nie potrzebują idealnie prostej sukienki. Nie jest tak, że jeśli sukienka ma falbankę, to klientka jej nie włoży. Zdarzają się panie ze świata sztuki, ale i prawniczki, dentystki.

Czyli kobiety o różnych charakterach.

Tak, i różnych zajęciach. Kupują przecież również stroje do pracy. Nie mają problemów z sukienką, która została uszyta z odwróconych, starych męskich spodni, nie mają problemów, by pójść w niej do pracy, są bardzo otwarte. Jak na razie udaje mi się łączyć te dwa światy, natomiast ciężko mi w tej chwili stwierdzić, gdzie pójdę w przyszłości.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Natalia Świecińska

Wywiad z Maldororem

Czy trudno jest funkcjonować jako projektant w Polsce? Czy masz wrażenie, że w innym miejscu byłoby Ci łatwiej pracować, miałbyś więcej klientów, mógłbyś szybciej się rozwijać? Czy, paradoksalnie, łatwiej jest się rozwijać w miejscu, gdzie odzew nie jest jeszcze tak duży, jakbyś sobie życzył, bo nie ma się nic do stracenia?

Tutaj masz dużo racji. Mam niepopularne wśród polskich projektantów spojrzenie na tę sprawę, bo uważam, że dobrze jest teraz pracować w Polsce.

Bo tutaj jeszcze nic właściwie nie ma.

Z jednej strony nie ma nic, i nie będę ukrywał, że mam przyjemność być jednym z pierwszych i niewielu awangardowych projektantów, którzy robią sobie dziwne rzeczy i nadal są uznawani za projektantów, bez spychania na margines, gdzie można by powiedzieć, że praktycznie nie istnieją. Funkcjonuję. Są klienci. Nie jest wspaniale, nie sprzedaję nawet dziesiątek projektów w miesiącu, czasem sprzedam nawet dwa, ale jeśli to wystarczy, żeby przetrwać, to jest dobrze i wszystko się rozwija, to dobry znak. Na pewno, na tle Europy, jest tanio produkować w Polsce, a jakość jest bardzo dobra . Dużo firm szyje w Polsce, gdy chce mieć dobrej jakości produkt. Nie wyobrażam sobie, by krawcowa z Berlina czy Londynu była tańsza, niż w Polsce. Jako że jestem Polakiem, dobrze znam ten rynek, wiem, gdzie sięgać po surowce. Jeśli będę chciał zminimalizować koszty, wsiądę w samochód i znajdę niedrogą krawcową gdziekolwiek w kraju. Problemem jest tylko dostępność niektórych produktów, dodatków krawieckich - to bardzo boli, tego nie ma w Polsce. Zdobycie głupiego guzika czy fajnego materiału wymaga całych wycieczek zagranicznych. Jest mi tutaj dobrze, na razie nigdzie się nie wybieram, przez najbliższych kilka lat będę działał w Warszawie. Chyba, że zdarzy się  niewiadoma sytuacja, i trzeba będzie skorzystać z jakiejś opcji [śmiech]. Ale na razie się nie zapowiada, więc zostaję.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Natalia Świecińska

Wywiad z Maldororem

Powiedziałeś już, gdzie chcesz pracować, ale zapytam: każdy projektant tworzy coś innego, ludzie mają różne gusta, a więc konkurencji praktycznie nie ma. Jednak moda to przemysł, i media, wywiady, bywanie, ranking w wyszukiwarce internetowej, to wszystko ważne. Czy wobec tego lepiej rozwijać markę u nas, gdzie rynek jest jeszcze niewielki, czy wyjechać zagranicę, gdzie jest więcej awangardowych projektantów, ale i chłonniejszy rynek? Czy uważasz, że projektanci współzawodniczą ze sobą, i jak wyglądałby Twój bój o klienta w takim środowisku? Jak zabiegałbyś o klienta, i czy w ogóle robiłbyś to w jakiś konkretny sposób, czy po prostu tworzył, a sprzedaż przyszłaby sama?

Zagranicą jest jednak troszkę inaczej, bo rynek jest gigantyczny. W Polsce odbywa się walka o naprawdę każdego klienta. Mam czasami wrażenie, że walczę o klienta, który w najgorszym przypadku mógłby trafić do Paprockiego czy Zienia, bo szuka czarnej prostej sukienki. Jeśli szuka czegoś dobrej jakości, a nigdzie tego nie znajdzie, to zgłosi się i do nich, bo ktoś ich poleci. Może te nazwiska to nie najlepsze przykłady, bo są tacy jak Ossoliński, czy Woliński, którzy robią klasyczne kroje. Ja też sprzedaję dużo prostych, klasycznych rzeczy. Tu jest bardzo duże współzawodnictwo i bardzo mały rynek, więc ciężko się utrzymać. Zagranica nie ma aż tak dużego współzawodnictwa, przynajmniej na tym początkowym poziomie. Jest spory rynek ?małych? projektantów, ale jest też ogromne nimi zainteresowanie, jeśli coś komuś się podoba, nie musi się zastanawiać, czy marka jest znana, czy nie, więc nie ma między tymi młodymi projektantami tak dużej konkurencji, żeby musieli podkładać sobie świnie, czy próbować się nawzajem zwalczać.

Mimo to wolisz jednak zostać tutaj.

Wolę zostać tutaj. Nie będę ukrywał, nie jest łatwo. Ale żeby wyjść na ten poziom, na którym ja teraz jestem, na przykład w Niemczech ? to mnóstwo roboty. Dużo więcej networkingu, bywania, kontaktów z ludźmi, którzy to tworzą. Już liczba mieszkańców jest dużo większa,  więc trafienie na odpowiednie osoby jest dużo trudniejsze. Gdybym wyjechał do takiego Londynu ? jakie miałbym możliwości?

Trzeba wyjechać, osadzić się, poznać ludzi, przygotować miejsce do pracy...

Tak, a to pochłonęłoby mnóstwo czasu, w którym wszystko tutaj bym stracił. A to przecież działania z tygodnia na tydzień. Nie ma mnie dwa tygodnie? Nie ma mnie w ogóle.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

A jakim właściwie jesteś człowiekiem? "Mroczne" - tak mówi się często o Twoich pracach. Na ile są one odzwierciedleniem Twojego charakteru, na ile gustu, na ile umiejętności krawieckich, zastosowania ulubionych tkanin, a na ile po prostu przypadkiem? Czy Grzegorz Matląg i Maldoror to ta sama osoba?

Nie, Maldoror nie jest osobą. Koncept... Nawet ciężko to nazwać konceptem. Kiedy mi pasuje, jest marką, kiedy mi pasuje, jest konceptem. To się rozwija, zmienia  z sezonu na sezon. Teraz będę współpracował z innymi projektantami, ale oni będą pracować też oddzielnie, otwieram showroom, zajmuję się mnóstwem rzeczy około-modowych? Maldoror jest marką, którą kreuję, jest też takim buforem, w który mogę wtłoczyć różne moje działalności, nie musząc ich w żaden sposób określać. Myślę, że używanie nazwy Grzegorz Matląg nie byłoby dobrym pomysłem.

Również ze względów praktycznych? Maldoror brzmi lepiej?

Maldoror zdecydowanie nie brzmi lepiej, Maldoror jest zdecydowanie niezrozumiały w Polsce. Ludzie zagranicą świetnie sobie z nim radzą, w Polsce nie mogą tego zapamiętać.

?A, ten Mardoror?.

Tak, Mardoror, Mordor, Mirador, wszelkie wariacje, które zresztą bardzo mnie bawią i bardzo to lubię - mam do tego dystans. Grzegorz Matląg jest projektantem, który tworzy tę markę, a Maldoror jest moją wizją mody, może moją wizją kobiety, chociaż nie siadam i nie zastanawiam się, jak powinna wyglądać kobieta, i nie uważam, że każda Polka powinna tak się ubierać, żeby wyglądać dobrze, bo to nie jest prawda.

To Twoja propozycja, jeśli komuś się podoba - świetnie.

Dokładnie. Jeśli komuś nie spodoba się dany model, nie będę miał do nikogo pretensji, że nie sprzedała się ani jedna sztuka.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Na ile ważna jest dla Ciebie ideologia? Wspominałeś o tym, ale jeszcze raz zapytam. Czy myślisz: "to będzie miało związek z..." albo - "dzisiaj szyję tylko krótkie sukienki". Czy inspiracja to nieodłączna część Twojej pracy, i bez niej nic byś nie robił?

Nie, u mnie z inspiracjami jest tak, że są mało zdefiniowane, mieszają się ze sobą, są eklektyczne, nie są jednolite. Nie ma tak, że jeśli ustalę sobie, że tu będzie zaszewka, to cała kolekcja ma zaszewki, jak się zdarza u innych projektantów. To jest bardzo płynne.  Jeśli chodzi o inspiracje, zbieram je, edytuję, zmieniam to, co jest inaczej, niż powinno. Jeśli coś mi się podoba teraz, i czuję, że powinienem umieścić to w kolekcji, robię to, nie odkładam na potem.  Kolekcja powstaje przez pewien czas, więc inspiracje są powiązane ze sobą czasem. Bywa też tak, że pewne pomysły nie wchodzą do kolekcji, i czekają. Było sporo takich, które długo leżały i musiałem je już wykorzystać, ale i sporo takich, które nie weszły do kolekcji i zostawiłem je na później.

A kto odpowiada za koncepcje pokazów? Czy kompletując stroje wiesz już, jak to będzie wyglądać? Masz pomysły, czy korzystasz z czyjejś pomocy?

Jak na razie wszystkie pokazy robiłem sam. Zawsze układam set, wybieram muzykę, makijaż, wszystko robię sam. Teraz pojawiają się już osoby, które mi pomagają - zmiksować muzykę, zrobić makijaż. Dla mnie to bardzo personalne i o wszystkim decyduję sam. Kiedy pozostaje miesiąc-dwa do pokazu, kolekcja nabiera ostatecznego kształtu i to determinuje, jak będzie wyglądał pokaz. Bardzo ważna jest dla mnie muzyka. Ustala tempo, wygląd, kolorystykę. Traktuję to jak spektakl. Wszystko musi być dograne. W ostatnim pokazie był podział na czerwone i czarne, więc trzeba było dopilnować, żeby było to zgrane muzycznie ? zmiana piosenki, kiedy pojawia się nowy kolor. Uważam, że to bez sensu, by w połowie piosenki zmieniał się kolor, a potem zaczynała następna ? to nie wygląda fajnie.

Dla nas wydaje się to oczywiste i naturalne, ale nie jest to dosyć popularne.

No właśnie,  w Polsce ciuchy wychodzą totalnie pomieszane, bez ładu i bez składu. To się objawia także w długościach modeli: jest smutne, kiedy nie ma żadnego wyboru i ciągle pojawiają się te same długości, albo z kolei siekanina, gdzie każda rzecz jest innej długości. W swojej ostatniej kolekcji też się nie popisałem, ale było założenie, żeby pokazać kilka dłuższych modeli, i takie znalazły się w zestawie. Taka długość nie jest zbyt popularna w Polsce. Lubię sam układać pokazy. Rządzi u mnie kolorystyka, ona decyduje o wyglądzie pokazów.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Powiedz, czy trwają już prace nad nowa kolekcją, i czego możemy się spodziewać?

Prace trwają u mnie w głowie już od miesiąca. Nie zacząłem jeszcze szyć, to zabierze dużo czasu. Na pewno - kontynuacja rzeczy męskich, pojawią się też rzeczy, które mogą być odszywane w większych ilościach egzemplarzy, mogą egzystować jako odzież. Chyba więcej okryć wierzchnich, bo to dla mnie coś nowego - takie cięższe krawiectwo. Myślę, że mogę też powiedzieć, że kolorystycznie - będzie dalej czarny. I tak naprawdę nie tylko dlatego, że lubię ten kolor, ale też dlatego, że jest to kolor, który sprzedaje się w Polsce. Nie jest tak, że kolorowe sukienki super się sprzedają, i ludzie je chcą. Pisze się, że ludzie je lubią, ale nikt ich nie kupuje.

Nie lubisz żywych kolorów? Źle się w nich czujesz?

Ja sam nie przepadam za noszeniem żywych kolorów, choć kiedyś nosiłem na przykład mocny pomarańcz w bardzo dużych ilościach. Nie jest tak, że  mam awersję do kolorów i nie lubię ich używać. Lubię czerwony.

Nie można jednak powiedzieć o Twoich kolekcjach, że są pstrokate.

Nie są pstrokate, nie są nawet kolorowe. Ja lubię odcienie, małe zmiany chromatyczne. Jedna z kolekcji była niby biała, ale w rzeczywistości nie była biała, były tam brązy, herbata, sprany żółty, barw było dużo, ale ciągle trzymały się jednej stylistyki. Miałem też kolekcję, która z perspektywy czasu wydaje się czarna, ale tam był czarny, szary, granatowy, który jest kompletnie niekomercyjny i nikt nie chciał nawet na niego spojrzeć. Mnie się jednak wtedy bardzo podobał i chciałem mieć go w kolekcji. Tak więc myślę, że zawsze jest szansa dla koloru, on różnicuje.  Bardziej, niż na kolorze, zależy mi na fakturze, na tym, jaki jest materiał w dotyku, jak on wygląda.

CZYTAJ DALEJ >>>

Wywiad z Maldororem Wywiad z Maldororem Maldoror.pl

Wywiad z Maldororem

Powiedz, co robisz w czasie wolnym, kiedy nie projektujesz. Co lubisz robić?

Wczoraj mój znajomy strasznie śmiał się ze mnie. Stwierdził, że chyba jestem jedynym projektantem, który gra na komputerze. Więc gram. Filmów za dużo nie oglądam, książek, nie będę ukrywał, też zbyt wiele nie czytam, bo nie mam na to zbytnio czasu. Dopiero teraz mam odrobinę czasu żeby odpocząć, bo inaczej pracuję cały czas. Lubię podróżować, chociaż tego nie robię [śmiech]. Lubię zwiedzanie w stylu: miasto, muzea. Kiedy wypuści się mnie gdzieś do większej stolicy, to tylko: muzea. Jedno za drugim.

Żałujesz, że masz niewiele wolnego czasu, czy w pełni realizujesz się w pracy?

Nie, uwielbiam moją pracę. Bywa męcząca, frustrująca i wykańcza, ale uwielbiam ją, w końcu dlatego nie mam wolnego już od tylu miesięcy.

Czego można Ci życzyć w Twojej dalszej pracy?

Jeszcze więcej sukcesów, albo światowej dominacji [śmiech].

Naprawdę Ci zależy, żeby odnieść komercyjny sukces, być rozpoznawalnym, docenianym?

Nie, chciałbym osiągnąć ten rodzaj sukcesu, który pozwoliłby mi na całkowitą dowolność w tym, co robię. Chciałbym mieć sytuację, jaką ma Azzedine Alaïa. On nie musi się nawet pokazywać na Fashion Weeku. Ludzie przyjeżdżają do niego zobaczyć jego kolekcje i je kupują. Robi co chce, ma wszystko  w dupie, a i tak jest dobrze. Jest wielu projektantów, którzy są bardzo znaczący, a mogą sobie pozwolić na dowolność.

Czyli na razie zostajesz w Polsce.

Tak, w Polsce.

A planujesz prowadzić sprzedaż zagranicą?

Tak, właściwie już zacząłem. Jestem  w jednym niemieckim butiku. Co prawda internetowym, ale jest on bardziej w stylu Net-a-porter czy Louisaviaroma, niż Not just a Label, gdzie każdy może sobie coś wrzucić. Tam jest bardzo ostra selekcja. Z bardziej znanych nazwisk jest tam Dawid Tomaszewski, a więc fajne nazwisko. Sklep dopiero się tworzy i powoli rozwija, więc trudno mówić o sukcesie, ale widzę, że autorzy bardzo poważnie się do tego zabierają. A w Polsce jestem w każdym miejscu, gdzie jest większa otwartość na projektantów. Ciężko jest znaleźć sklep z polskimi projektantami, nie można podać żadnego adresu. Ale gdzie tylko jest możliwość i są chętni - jeśli mam jakiś towar, wysyłam go. Jestem w Poznaniu, prawdopodobnie będę w Gdańsku. Przez internet moje projekty można też kupić w sklepie Dresscode.

 

Z Grzegorzem Matlągiem rozmawiała Natalia Świecińska

 

CZYTAJ DALEJ >>>

Więcej o:
Copyright © Agora SA