Jak już napisałam, nigdy nie byłam właścicielką pięknych paznokci. Są słabe, szybko się łamią i utrzymanie ich w stanie nadającym do pokazywania było trudne. Dlatego stwierdziłam, że spróbuję sztucznych, żelowych paznokci. Cały proces opisałam tutaj.
Nie była to najtrudniejsza decyzja do podjęcia, ale miałam pewne wątpliwości. Długie paznokcie z jednej strony kojarzyły mi się z Rihanną, z drugiej z przerażającymi tipsami pań z monopolowego. Jednak stwierdziłam, że trudno, spróbuję.
Po ponad dwóch godzinach na fotelu w końcu mogłam podziwiać swoje paznokcie, czy teraz może bardziej pazury. Ciężko powiedzieć. Na początku jest trochę dziwnie, ponieważ warstwy żelu i lakieru hybrydowego sprawiają, że płytka jest kilka razy grubsza niż zwykle. Dlatego przez jakiś czas paznokcie po prostu "czuć".
Na szczęście w moim przypadku nie trwało to długo, a to, co o wiele bardziej zwróciło moją uwagę to wygląd. W końcu miałam długie, smukłe paznokcie w kształcie migdałka. Mogłam iść z moim eksperymentem na całość i zafundować sobie szpony w stylu Kylie Jenner, ale to byłaby przesada nawet dla mnie. Mimo to zmiana była i tak na tyle duża, że nie mogłam przestać na nie patrzeć i do tej pory niespecjalnie się to zmieniło.
Manikiurzystka powiedziała mi, że odrosty będę musiała uzupełniać co około trzy tygodnie. Dlatego gdy po tygodniu zobaczyłam, że przerwa między lakierem a skórkami zaczyna się powiększać, byłam zrezygnowana i dość przerażona. Chodzenie do salonu co tydzień byłoby o wiele mniej wygodne i o wiele zbyt kosztowne niż założyłam. Jako że nie chciałam zostać bankrutem stwierdziłam, że spróbuje się przemęczyć.
W tym czasie zdążyłam już zauważyć, pewne różnice w życiu ze sztucznymi paznokciami i bez. Okazało się, że są idealnym narzędziem do drapania kota za uchem, nagle wszystkie się ze mną zaprzyjaźniły. Niestety, niektóre czynności sprawiały trochę więcej trudności. Nie było to o dziwo pisanie na telefonie. Największy problem? Podnoszenie płaskich rzeczy z gładkich powierzchni, jak na przykład karta płatnicza czy monety. Nigdy nie wstydziłam się bycia blondynką ze sztucznymi paznokciami, dopóki nie próbowałam przez dobrą minutę zebrać z podłogi drobniaków, które chciałam wrzucić do automatu z kawą. Dodam, że zebrała się za mną spora kolejka rozdrażnionych porankiem współpracowników.
Zapinanie i rozpinanie guzików też stało się wyzwaniem, tak samo jak zdzieranie lub zdejmowanie z najróżniejszych rzeczy folii. To wszystko oczywiście drobiazgi, które nie mają większego znaczenia, ale bawią, a w chwilach pośpiechu nawet frustrują.
Po około dwóch tygodniach przestałam na nie zwracać uwagę. Przypominałam sobie o nich tylko w momencie, w którym mi w czymś przeszkadzały, jednak okazało się, że tych chwil też jest już o wiele mniej.
Niestety, pewnego dnia nadszedł moment krytyczny. Odrost, który początkowo mnie przeraził, a później odszedł w zapomnienie, nie mógł być dłużej ignorowany. Zamalowałam paznokcie na fioletowo potem na czarno i w końcu na biało. Zaczęły przeszkadzać praktycznie we wszystkim. Szybkie i bezbłędne pisanie na klawiaturze okazało się niewykonalne. Paznokcie zahaczały dosłownie o wszystko i wszędzie.
Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie, poszłam na uzupełnienie. Niestety, już parę dni potem okazało się, że będę musiała z nich zrezygnować i znacząco skrócić płytkę. Zaczęłam treningi i paznokcie stały się ogromną przeszkodą.
Długie, sztuczne paznokcie są ładne. Dobrze wyglądają, nie trzeba się nimi martwić, ani nic w nich poprawiać. Nie ma potrzeby zmywania lakieru, malowania kolejny raz. Niestety, mogą przeszkadzać, szczególnie jeśli lubi się sporty lub prace manualne. Dlatego kończę swoją przygodę i następnym razem decyduję się na krótkie, które może nie będą tak ładne, ale będą wygodniejsze.
Macie długie paznokcie? Czy są rzeczy, w których szczególnie wam przeszkadzają? A może w ogóle nie zwracacie na nie uwagi?