Na pewno kojarzycie Tony'ego Warda. Na models.com zajmuje 3. pozycję w kategorii ikon, a jego kariera liczy się w dziesiątkach lat. Oprócz modelingu parał się fotografią, aktorstwem, pisaniem, reżyserią, malarstwem i tańcem.
Zadebiutował w latach 80. jako model bielizny Calvina Kleina, fotografowany przez samego Herba Rittsa. Powszechną rozpoznawalność, także poza światem mody, przyniósł mu jednak związek z kilka lat starszą Madonną. Umawiał się z nią na początku lat 90., pozował także w jej książkowym albumie "Sex" i zagrał w teledysku do "Justify My Love".
Od tego czasu dorobił się 22 tatuaży i portfolio pełnego wielkich marek i nazwisk najlepszych fotografów. Pozował m. in. dla Karla Lagerfelda, Stevena Kleina, Stevena Meisela i Terry'ego Richardsona. Amerykańskiego modela ceni się za kreatywność, niezmiennie piękne ciało i bezpruderyjność.
W tym roku Richardson i Ward spotkali się ponownie, żeby stworzyć sesję dla brazylijskiego projektanta mody męskiej Sergio K. 29-letni twórca wie, że ubrania najlepiej sprzedają się przez seks, więc jego kampanie zaskakują odwagą (i prestiżową obsadą).
Sezon wiosna lato reklamuje półnagi Tony Ward, prężący się w prowokujących pozach, bawiący się nożem, chwytający za krocze i prezentujący spory napis "FUCK" na piersi. Trzeba przyznać, że wysportowane ciało modela zupełnie przeczy jego metryce, a w prowokacjach Richardsona jest wiele poczucia humoru, które skutecznie chroni zdjęcia przed obscenicznością.
Przy okazji ironicznie potraktowano atrybuty męskości, takie jak naprężone mięśnie i czarne tatuaże.
Co sądzicie o stylu Terry?ego Richardsona? Czy jego zdjęcia są pustą prowokacją czy przemyślaną interpretacją przeseksualizowanej popkultury?
Jak uważacie, czy po 30 latach kariery Tony Ward nadal zachwyca?